Mit niepraktykującego wyznawcy

Od zawsze ludzie wierzący w biblię mówią o tym, że należy ją czytać, jako metaforę. No chyba, że dotyka spraw, których nie chcemy traktować metaforycznie, to wtedy czytamy ją dosłownie. Gdzie leży ten podział? Nikt tego nie wie i nikt tego nie wyjaśnił. Myślę, że to arbitralne. Problem leży w tym, że oznacza, to, że biblia nie jest wcale święta. Serio. Bo ja mogę wziąć dowolną książkę z Twojej półki, przeczytać ją i powiedzieć to samo – część rzeczy w niej to metafory, ale część jest fajna, mądra i wcielę to w życie. I Ty zrobisz to samo i nasze założenia do rzeczywistości będą zupełnie inne. W takim ujęciu nie możesz traktować kompletnej książki, jako słowo boże i akceptować jego wykładni tylko w wybranych fragmentach. Masz dwa wyjścia:

- albo akceptujesz Biblię, jako słowo boże, świętą księgę i rozpoznajesz całą jej treść, jako wykładnię do życia, postępowania na Ziemi;

- albo akceptujesz jej fragmenty, jako mądre i ważne wskazówki, ale traktujesz ją jak każdą książkę z bajkami i morałami. Niektóre są fajne i trafne, niektóre są głupie i przestarzałe.

Nie ma drogi pośredniej. Nie możesz być oddany Bogu i wierzyć tylko w część jego słowa, a resztę odrzucać, bo odrzucasz jego! Zatem jeśli uważasz się za wyznawcę religii judeo-chrześcijańskiej to wszystko, co jest zapisane w Biblii powinno być dla Ciebie święte i prawdziwe. I przestańcie opowiadać historyjki o rozróżnieniu Starego i Nowego Testamentu, że wierzycie tylko w Nowy, bo tam jest Jezus. Powiem Wam jedno. Tak jak bez Hobbita nie byłoby trylogii Tolkiena, tak bez Starego Testamentu nie ma Nowego! Jeden wynika z drugiego i są one ściśle powiązane. Możecie uprawiać quote mining (cytowanie bez kontekstu, tylko wybranych i potwierdzających Waszą tezę fragmentów) i udowadniać cokolwiek sobie chcecie. Jednak, jeśli jesteście chrześcijanami, nie wolno Wam odrzucać Biblii, jako całości ani jako części.

Jeśli jednak uważacie, że tylko niektóre części Biblii to prawda, reszta to bajki – to popełniacie bluźnierstwo i nie jesteście pełni w swojej wierze. Miejcie odwagę to przyznać! Bo ja mogę powiedzieć otwarcie, że niektóre z koncepcji prezentowanych przez mitycznego Jezusa są fajnymi pomysłami i warto byłoby je wcielić w życie. Ale nie lubię jego postaci, jako całości i nigdy nie nazwałbym się wyznawcą Jezusa. Tak jak nie jestem wyznawcą Marksa, Konfucjusza, Nietzschego czy Schopenhauera. Czerpię z ich koncepcji wiedzę i naukę, widzę ich złe i dobre strony, ale nie buduję ich kultu, bo mają swoje wady i niekiedy głupie pomysły.

Tymczasem Wy, „wyznawcy”, wybieracie sobie ze słowa bożego, co chcecie, co Wam pasuje, resztę nazywacie bajkami i macie czelność bronić swojej religii? Przecież tak naprawdę nie wierzycie w Boga Biblii, nie wierzycie w syna Bożego Jezusa, nie wierzycie w koncepcję, która jest całościowa i buduje tę religię. Przestańcie karmić siebie tą hipokryzją i oburzać się na rzeczy, w które i tak nie wierzycie. I przestańcie atakować ludzi, którzy mają odwagę otwarcie mówić o tym, co Wy wewnętrznie czujecie, tylko się boicie przyznać.

Sięgnijcie, chociaż po najgorszy bryk do Biblii i zastanówcie się:

- Czy Noe mógł upakować na Arce wszystkie gatunki na ziemi i po potopie rozdystrybuować je z powrotem?
- Czy Mojżesz mógł rozdzielić morze i przez 40 lat prowadzić wszystkich żydów po pustyni karmiąc ich manną z nieba?
- Czy ludzie naprawdę żyli po 900 lat, a na ziemi były giganty i dzieci aniołów i ludzi?
- Czy prawdziwe są jednorożce, bazyliszki, smoki, gadające węże i osły?

Mógłbym tak wyliczać jeszcze długo. I jeśli nie wierzysz w chociażby jedną z tych rzeczy, to przeczysz słowu bożemu i jesteś heretykiem. Nie nazywaj się, więc obrońcą wiary i głęboko wierzącym chrześcijaninem czy katolikiem. Jesteś parodią, fasadą i hipokrytą.



Powiedz sobie otwarcie:

Kwestionuję Biblię, jako słowo boże. Wierzę w Boga, chcę w niego wierzyć, bo na zbyt wiele kwestii brakuje mi odpowiedzi i przeszkadzają mi pustka i słowa „nie wiem”.

Lub:

Wolę żyć złudzeniem i obietnicą niż rzeczywistością i nie chce brać odpowiedzialności za swoje czyny zwalając wszystko na boży plan i bożą wolę.

I wiesz, co? Ja będę Cię za to szanował. Bo sam wielu rzeczy nie wiem i jest to trudne. Skoro znalazłeś coś, co pozwala Ci iść przez życie bez problemów i wysiłku – super!

Nigdy natomiast nie będę traktował poważnie kogoś, kto w jednym zdaniu powołuje się na Biblię, jako wyznacznik moralności i prawdy, słowa bożego; a w drugim zdaniu będzie się śmiał z opowieści o gadającym ośle lub o Jonaszu żyjącym trzy dni w brzuchu wielkiej ryby. Nie jesteś ani chrześcijaninem, ani katolikiem. Jesteś konformistą i intelektualnym leniem. I idę o zakład, że nigdy nie przeczytałeś „Pisma Świętego”.

Jeśli katolik nie akceptuje całości Biblii, jako prawdy, to niech przestanie tak o sobie mówić. Bo nie jest ani katolikiem ani chrześcijaninem.


Na koniec zadam Wam wszystkim jedno ważne pytanie. Czy nienawidzicie swoich rodziców, rodzeństwo i całej rodziny? Nie?

To nie jesteście wyznawcami ani naśladowcami Jezusa Chrystusa:

25 A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich:
26 «Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.
27 Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
28 Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?
29 Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego:
30 "Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć".
31 Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu?
32 Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
33 Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.
34 Dobra jest sól; lecz jeśli nawet sól smak swój utraci, to czymże ją zaprawić?
35 Nie nadaje się ani do ziemi, ani do nawozu; precz się ją wyrzuca. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!»
Ewangelia według świętego Łukasza 14,25-35

No chyba, że odrzucacie te wskazówkę Jezusa. Bo przecież nie mógł mieć racji.

Ale w ten sposób kwestionujecie słowo boże, bo przecież Jezus był synem Boga i Bogiem w jednej postaci.
I najważniejsze – jeśli nie wierzysz, że Jezus Chrystus, syn Boga, został stracony na krzyżu, a później zmartwychwstał i że jest to niezaprzeczalny fakt, to kwestionujesz samą ideę chrześcijaństwa. Nie jesteś chrześcijaninem!

Mógłbym dołożyć jeszcze do tego całą listę dogmatów katolickich, których bezpośrednio z Biblii się nie wyprowadzi, a spora część tak zwanych katolików i tak deklaruje niewiarę w nie. Czyli nie są katolikami. Bo jeśli nie wierzysz w transsubstancjację (przeistoczenie wafelka i wina w ciało i krew Jezusa), dziewictwo Marii, wspomniane zmartwychwstanie czy Trójce Świętą – to nie możesz się nazwać katolikiem. I mówi o tym sam kościół, który jednak dopóki przynosicie mu kasiorkę, to będzie na to przymykał oko…jak każdy barman przymknie oko na palenie petów przy barze jak zostawiasz u niego pół wypłaty. To jest biznes i nie ma nic wspólnego z wiarą czy religią. Tym bardziej z koncepcjami biblijnymi, chrześcijaństwem czy nawet katolicyzmem.



Troszkę spójności we własnych wierzeniach i słowach drodzy współobywatele. Troszkę logiki w swoich świętych oburzeniach i deklaracjach. Tylko o to proszę…

Amen…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Satanizm laveyański

Ciemna strona pornobiznesu

Anonimowi Alkoholicy to sekta!