Głos Ateisty: Krytyka



Nie chcę dziś pisać o technikach krytykowania, zasadności czy błędach krytyki. Chce napisać krótko o tym, że krytyka jest naturalna sprawą i powinniśmy od niej przywyknąć. Zwłaszcza jak udzielamy się, mniej lub bardziej, publicznie.

Tym razem całkowicie omijam trolli i zwykłych idiotów, którzy nie dają żadnego wkładu krytycznego. Żyją by szydzić, podważać i opluwać innych. Nimi nie warto się zajmować…chociaż nie. Warto! Ale o nich napiszę w kolejnym tekście. Dziś o krytyce, nie o trollowaniu ;)

Pierwsza rzecz, o której musimy pamiętać to to, że nie ma czegoś takiego jak pomysły, inicjatywy, działania, wolne od krytyki. W myśl zasady – ten się nie myli, kto nic nie robi – wszyscy popełniamy błędy. Rzeczywiste lub domniemane.

I tutaj zaczynają się schody, w tym z pozoru prostym zagadnieniu. Bo możemy zrobić błąd, który nim rzeczywiście będzie i wtedy krytyka jest uzasadniona i powinniśmy ja
przyjąć. Nie ważne czy zrobiliśmy go niechcący, czy z innego powodu – taka krytyka nas wzbogaca i powinna być wymagana, jeśli robimy coś publicznie.

Z drugiej strony jest krytyka nie tyle dotycząca błędów, co metod i samych sposobów działania. Przeważnie przejawia się ona w stwierdzeniach – można to zrobić inaczej, lepiej, taniej, sprawniej, itd. Taką krytykę jest nam ciężko przyjmować, niezależnie od tego, czy krytykującym ma rację czy jej nie ma. Na wszystkie działania są lepsze i gorsze sposoby. I pokazanie, że są inne – jest ciekawe i powinno nas stymulować do badania tych metod, dróg. Tymczasem najczęściej stajemy przysłowiowym „okoniem” i odbijamy taką krytykę. Często niewybrednie, uważając, że ktoś nas zaatakował bezpodstawnie, bo przecież to, co robimy działa…

Podstawą do przyjmowania krytyki jest zrozumienie, że przeważnie krytykowane są nasze działania, akcje, nie my sami. Większość ludzi tego nie odróżnia. Jeśli napiszesz coś na FB, czy gdziekolwiek indziej, to osoby, które wchodzą w tę treść i ją krytykują, robią to względem tej treści.
Lubię powtarzać takie zdanie – to, że zrobiłeś/powiedziałeś/napisałeś coś głupiego, nie oznacza, że jesteś głupi – i staram się to mieć zawsze z tyłu głowy. Zwłaszcza jak mam wątpliwości i wchodzę w rolę krytyka. Gdy jestem krytykowany, rzeczowo, nigdy nie odpowiadam od razu, nie spycham rozmowy na poziom emocjonalny. No, przynajmniej staram się tego nie robić, ale czasem nie daję rady…jak każdy. Ale znowu – to, że popełniasz błąd, oznacza, że…popełniłeś błąd. Nie oznacza, że jesteś złym człowiekiem, czy wpadłeś w kategorię kretynizmu pospolitego. Zwłaszcza, jeśli zdasz sobie sprawę z błędu i wyciągniesz z niego wnioski.

Wróćmy na chwilę do samej krytyki. Niektórzy uważają, ze część pomysłów, idei czy koncepcji nie może być krytykowana. Z różnych powodów – bo kogoś taka krytyka obraża, bo jego ograniczenia nie pozwalaj na zrobienie tego lepiej, bo uważają się za lepszych od innych, ważniejszych i zabraniają innym prawa głosu i wyrażenia obiekcji. To wszystko to znamiona czegoś, co ja nazywam „zbetonieniem”. I tutaj nie chodzi o bycie twardym i nieustępliwym. To jest zwykłe, uparte, trwanie przy swoich pomysłach niezależnie od zasadności i rzeczowości krytyki. Taki „beton” nigdy nie powie – masz rację, mogę to zrobić sprawniej, powiedzieć to inaczej, napisać to lepiej. Przeważnie wymyśla milion powodów, dla których się mylisz, dziesiątki rzeczy poza krytykowaną treścią, które mają wpływ na to, co robią, ale o tym nie wiesz. I tak dalej. Jak odniesiesz się od tego, co napisali – powiedzą, że mieli zły humor, ale i tak mają rację, co do meritum. Jak powiesz, że skopali termin, to powiedzą, ze pies im zjadł harmonogram, ale przecież i tak dowieźli temat. I przeważnie jak dopieczesz im szczególnie konkretnie i rzeczowo - to zaatakują Cię personalnie…z braku argumentów.

Teraz mea culpa

Piszę to także z własnego doświadczenia. Czasem zachowuję się jak „beton”. Przeważnie, gdy reaguję natychmiast na krytykę, zamiast odczekać chwilę i po prostu nawiązać dyskusję…dlatego nie dziwcie się czasami, gdy komentujecie moje wpisy i nie odpowiadam…po prostu czasem to nie potrzebne, a czasem lepiej się nie odzywać…bo wszyscy lubimy od czasu do czasu lekką zadymę…ja nie przepadam ;)


Na koniec – pamiętajcie – jeśli coś robicie i widzi to ktoś inny – bądźcie gotowi na krytykę. Nie uciekajcie od niej, potraktujcie ją jak sprzymierzeńca…no chyba, że traficie na trolla…ale o tym jutro...albo pojutrze ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Satanizm laveyański

Ciemna strona pornobiznesu

Anonimowi Alkoholicy to sekta!