Kiedy "dowód" nie jest dowodem

Chcę raz na zawsze rozprawić się z czymś, co mnie od dawna bardzo drażni.

Zawsze, gdy rozmawiam z ludźmi wierzącymi słyszę o „dowodzie” na istnienie Boga. I gdy proszę o ten dowód to go nigdy nie dostaję. I jest na to bardzo dobry powód – bo nie mogę go dostać, a używanie określenia dowód jest w moim odczuciu nadużyciem.

Opierający się na dowodzie, proces myślowy nazywa się dowodzeniem. Dowodzenie to formalne rozumowanie korzystające z zasad logiki, aksjomatów oraz założeń twierdzenia i wcześniej udowodnionych twierdzeń. Czyli, tłumacząc na Polski – nie można wyprowadzić dowodu z niepotwierdzonych założeń. Zdania, tezy, które stanowią podstawę dowodzenia muszą być prawdziwe.

I teraz zaczyna się komplikacja. Którą definicję prawdy zastosować. Bo jeśli wejdziemy w zakres logiki – to nie dostajemy nic. Prawda w logice jest konstruktem, symbolem bez głębszego znaczenia.

Mamy jednak do dyspozycji jeszcze dwa podejścia – filozoficzne i prawne.

W filozofii mamy trzy najpopularniejsze definicje – arystotelesowska, św. Tomasza i Tarskiego (zachęcam do samodzielnego zagłębienia się w temat). 

Żadna z nich jednak nie jest pozbawiona sprzeczności ani nie zbliża się do potocznego pojęcia tego słowa.
W ujęciu prawniczym prawda materialna to wiedza zgodna ze stanem faktycznym. 

Jest ona przeciwstawiona prawdzie formalnej, czyli wiedzy opartej na domniemaniach, fikcjach lub zgodzie stron.

Czy możemy, zatem powiedzieć, nieco upraszczając, że prawda, to zgodne ze stanem faktycznym oraz stanem wiedzy twierdzenie. Moim zdaniem możemy.
Tylko, że przy takim ujęciu od razu strzelamy w skroń wszelkim apologetom teizmu…przede wszystkim, dlatego, że mówimy w kategoriach obiektywności.
Czyli objawienia, osobiste doświadczenia czy przekonania nie mają własności takiej prawdy.
Wróćmy do dowodu, dowodzenia.

Zatem jeśli twierdzenia prowadzące do dowodu nie są prawdziwe – dowód jest fałszywy, dowodzenie jest niepoprawne.

Po drodze do ostatecznego zamknięcia tematu „dowodów” muszę przytoczyć jeszcze jedną definicję. Jest to definicja argumentu.

Przytoczę całą definicję w Wikipedii w kontekście retoryki, czyli dyskusji, bo o to nam chodzi:

Argument w retoryce to fakt lub okoliczność przytaczana w komunikacie celem potwierdzenia lub obalenia tezy.
Argumenty dzielimy na:
logiczne – oparte na indukcji, dedukcji i analogiach
emocjonalne – odwołujące się do uczuć, ambicji, wiary słuchaczy
rzeczowe – będące konkretnymi faktami, danymi itp.
inne: oparte na doświadczeniu, powszechnej opinii lub wiedzy; autorytetach

Czyli jak widzimy argumenty nie musza opierać się na prawdzie, nie muszą być obiektywne.

Tak zwane „dowody” na istnienie Boga, mogą wychodzić z prawdziwych twierdzeń. Istnienie Boga jest ich konkluzją. Tylko czy na pewno są to prawidłowo skonstruowane dowody oparte na udowodnionych twierdzeniach, czy też są zwykłymi argumentami niemającymi wagi dowodu?

Przyjrzyjmy się kilku „dowodom” na istnienie Boga (pominę powszechną krytykę i fakt, że te ”dowody” zostały obalone i dość obficie skrytykowane):

Dowód kosmologiczny– musiała istnieć pierwsza przyczyna wszystkiego, czyli Bóg.

                Twierdzeniem wyjściowym jest „pierwsza przyczyna”. Czy to twierdzenie, o istnieniu pierwszej przyczyny jest prawdziwe? NIE. Bo nie mamy na ten temat wiedzy. Czyli według mojego podejścia, to nie jest dowód. I możemy jedynie się przyczepić, że wszystko ma swoja przyczynę. OK, ale pierwotna przyczyna jest przypuszczeniem, bo gdy zaczniemy szukać przyczyn to zapętlamy się w nieprzerwanym cyklu przyczyny-skutku. Co było przyczyną rzekomej pierwszej przyczyny? To nie jest rozumowanie, które prowadzi do prawdy. Prowadzi nas do wiedzy, ale dopóki nie znajdziemy tej praprzyczyny, nie udowodnimy, że jest konieczna, to tym bardziej nie możemy w to miejsce wkładać wymyślonego bytu.

Dowód ontologiczny- Bóg musi istnieć, gdyż jest najdoskonalszą rzeczą, o jakiej można pomyśleć, a rzeczy doskonałej istnienie przysługuje z konieczności, więc Bóg istnieje z konieczności.

                Czy rzeczy doskonałe istnieją? Nie, moim zdaniem są konstruktami, abstraktami, tworami umysłu. Więc nie istnieją w rzeczywistości. Tak jak każdy z nas ma obraz idealnego partnera, czy idealnego systemu, to rzeczywistość zawsze jest kompromisem wobec ideału. W takim ujęciu ideały nie są rzeczywiste, czyli nie istnieją. Chcemy, żeby istniały, ale to dalekie od stwierdzenia, że tak jest. Dlatego nie nazwałbym tego dowodem.

Dowód teleologiczny- wszechświat jest tak skomplikowany, że musiałby być zaplanowany przez Boga.

                Skomplikowanie wszechświata jest relatywne. Bo o ile spojrzenie z naszej pozycji może sprawiać wrażenie skomplikowanego, to wiemy, że wszechświatem rządzi kilka zaledwie reguł, które w takiej, a nie innej konfiguracji powodują, że nasz świat wygląda tak jak wygląda. Komplikacja nie jest, zatem prawdą obiektywną. No i plan. Plan jest prawdziwy, gdy jest znany. Tutaj nie ma nic z tego. W innej wersji tego dowodu, wnosi się o tak zwanym – idealnym dostrojeniu wszechświata. Czyli mamy pretensje do dwóch rzeczy, które prowadzą do problemów. Po pierwsze ideału (który omówiłem wyżej), po drugie relacja dostrojenia. Nie wiemy czy zmiana jednej ze stałych fizycznych nie pociągnęłaby za sobą zmianę innych w celu zachowania równowagi. Nie wiemy tego. Nie wiemy też wszystkiego na temat mechanizmów rządzących wszechświatem. Dlatego mówienie o tym, że coś działa idealnie jest przypuszczeniem, domniemaniem z naszej perspektywy. Czyli według mnie – to nie jest dowód.


Mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi. Nie można przedstawić dowodu na istnienie Boga. Można przedstawić argumenty, osobiste przekonania lub wiarę. Nie są to jednak dowody. 

Dlatego zawsze, gdy ktoś mówi, że ma dowód na istnienie Boga, to ja będę prosił o dwie definicje – prawdy i dowodu. Zapewne definicje same „uwalą” dowodzenie, które miało być podstawą argumentu.
Zresztą, to jest moim zdaniem jedna z najskuteczniejszych broni w debacie przeciwko teistom. Poprośmy ich o definicję Boga, prawdy – zapewne sami strzelą sobie w kolano. 

Ale ważne jest, żebyśmy my wiedzieli jak definiujemy prawdę, dowody, argumenty – bez tego sami zastawimy na siebie pułapkę, bo zamiast kompromisu, będziecie musieli przyjąć cudza definicję..
I zdefiniowanie podstawowych pojęć nie zawsze jest możliwe i nie jest łatwe. Jednak w moim odczuciu jest potrzebne i znacznie ułatwia rozmowę czy debatę. Czasem też potrafi od razu ją zakończyć…


Oczywiście powyższe rozważania to moje podejście. Nie musicie się z nim zgadzać i może ono być odmienne od tego, co na ten temat myślą inni. Każdemu wolno pofilozofować J

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Satanizm laveyański

Ciemna strona pornobiznesu

Anonimowi Alkoholicy to sekta!