Kultura Ofiar
Dziś, na przekór temu, czego się wszyscy spodziewają,
napiszę o czymś, co oderwie, w sporej części, nasze głowy od Marszu Niepodległości
i całego cyrku. W sporej części, bo temat jednak zahaczy o ostatnie wydarzenia wokół
organizacji nacjonalistycznych.
Nie wiem czy obserwujecie zachodnie media i czy jesteście świadomi
nowego trendu w debacie publicznej. Trendu nowego, w znacznej mierze
zabijającego dyskusję i pełnego obrzydliwych manipulacji treściami i postawami.
Chcę mówić o kulturze ofiar. To zjawisko na zachodzie jest aktualnie szeroko
obserwowane przez socjologów i psychologów. W Polsce, stawianie się na pozycji
ofiary w celu uzyskania przewagi w dyskusji ma jednak długą tradycję. Bo
mesjanizm, męczennictwo, jest elementem tej kultury.
Czym charakteryzuje się retoryka kultury ofiar?
Możemy to określić w kilku punktach:
- Tworzenie narracji ofiary – stawiamy się, jako ofiary jakiegoś wydarzenia i mówimy o tym jakby to był centralny punkt naszej pozycji, naszych poglądów. Motyw i uzasadnienie naszych postaw.
- Używanie pozycji ofiary (realnej lub domniemanej, nierzeczywistej) do zdjęcia lub zaprzeczenia winy lub odpowiedzialności grupy lub osoby za zdarzenia, wypowiedzi – stajemy w pozycji, że gdyby nie to, że w wyniku jakiegoś zdarzenia staliśmy się ofiarami, to nasze działania nie miały by miejsca lub byłyby inne.
- Używanie pozycji ofiary do nałożenia na innych winy i odpowiedzialności za nasze czyny, wypowiedzi – to atakujący, agresorzy są odpowiedzialni za to, co robimy i mówimy. My jesteśmy ofiarami i to ich akcje powodują, że zachowujemy się w określony sposób.
- Używanie pozycji ofiary, jako narzędzia do manipulowania lub uciszania innych – jako ofiary używające odnośnej narracji uciszamy innych, jako nieznających zagadnienia, bo albo nie doświadczyli albo nie są w żadnym fragmencie związani z poruszanymi kwestiami. Wnosimy nasza pozycje, jako ważniejszą z tego powodu, lub wręcz zakazujemy wypowiedzi innym.
- Wynoszenie ofiar do statusu bohaterów – ofiary stawiamy na piedestale naszej sprawy, jako forpocztę, bohaterów kwestii poruszanej.
- Bycie ofiarą, jako element kredo – postawa ofiary może być wpisana, jako podstawowa wartość w danej grupie.
Jak widzimy, temat nie jest błahy. I tylko lektura tych cech
charakterystycznych pokazuje jak silnym dziś trendem jest bycie ofiarą. Ofiarą
systemu, cenzury, kapitalizmu, rasizmu czy mizoginii/patriarchatu. O ile w
wielu przypadkach postawa ofiary jest cennym wkładem w dyskusję, kolejnym
punktem widzenia i może być niezbędne do pełnego ujęcia tematu, to często jest
nadużywana, używana niewłaściwie lub bez uzasadnienia. I przez to jest
szkodliwa nie tylko dla samych dyskusji, ale także dla realnych, rzeczywistych
ofiar.
I możemy to zaobserwować, na co dzień.
Narodowcy stali się ofiarą cenzury na Facebooku i
wykorzystują tę kartę, by z jednej strony zgromadzić popleczników, z drugiej –
zaangażować zmylone tą retoryką władze państwowe.
Feministki (nowej fali) często wyolbrzymiają swoją pozycję
uciskanej płci, do forsowania zmian lub wymuszania przyjęcia nomenklatur czy
formy dyskusji. Często też, postawa ofiary jest jedynym uzasadnieniem podjęcia nieistniejącego
problemu, tak dzieje się w potworku, którego imię to „kultura gwałtu” (o tym napiszę w przyszłości, bo to też
ciekawe zjawisko).
Środowiska LGBT wykorzystują pozycję ofiar systemu by forsować
swoje postulaty. Często niepotrzebnie i na wyrost, bo zamiast walczyć o
równość, dzięki postawie ofiary chcą uzyskiwać przywileje zamiast równości
traktowania.
Ateiści stawiają się w mniejszości uciszanej dominacją kościoła
i przez to chcą mieć ponadnormatywny dostęp do debaty publicznej.
Kultura ofiar najczęściej ma wpływ na używany język i
blokuje język, który jest arbitralnie oznaczany, jako obrażający ofiary lub
poruszający „miękkie” punkty w osobach dotkniętych urojoną lub rzeczywistą
krzywdą. W obecności kultury ofiar nie możemy otwarcie mówić o pewnych
sprawach, w dowolny sposób definiować pewnych pojęć i ujęć tematu. Podobnie jak
retoryka feministyczna, postawa ofiary blokuje debatę na poziomie podstawowym,
językowym.
Problemem jest też, wspominana już, gloryfikacja ofiar. Z definicji
ofiarą nie można stać się intencjonalnie. Zatem nie powinniśmy mówić o bohaterstwie
ofiar, bo bohaterstwo wymaga, co prawda pewnej ofiary, ale w innym ujęciu.
Jeśli sięgniemy do języka angielskiego, to mówimy o ofierze w sensie „sacrifice”,
czyli poświęceniu, nie o ofierze w rodzaju „victim”, czyli ofiary krzywdy. Te pojęcia
są stosowane zamiennie i ich znaczenie się rozmywa. Przez to ofiary są
gloryfikowane, wynoszone na piedestały, jako bohaterowie, co nie powinno mieć miejsca.
Bo całe współczucie dla ofiar wynika przede wszystkim z tego, że ich krzywda
nie wynikała z ich akcji, z ich „chcenia” bycia skrzywdzonymi. Zacierając tę
znaczącą i podstawową różnicę, psujemy dyskusję, zamykamy usta opozycyjnym
postawom i mordujemy rzeczową i prawdziwą debatę.
W Polsce obserwujemy rozwój kultury ofiar od lat. I nie możemy
zaprzeczyć, że jest to problem. Bo polityczny historycyzm, który próbuje tłumaczyć
nasz wady narodowe zaborami, okupacją i PRL-em, powoduje to, że kolejne
pokolenia, aktualnie wchodzące w świat społeczny i polityczny nie doświadczyły
wspominanych okresów w historii Polski, dostają legitymizację dla bzdurnych i
szkodliwych społecznie zachowań. Usprawiedliwiamy cebulactwo, wymuszonymi
historycznie instynktami kombinatorstwa. Stawiamy siebie, jako ofiary historii
i dlatego nie potrafimy dogonić mentalnie zachodu, który dawno zrozumiał, że dziedzictwo
to punkt wyjścia do przyszłości, nie usprawiedliwienie stagnacji i regresji
cywilizacyjnej. My, politycznie i społecznie, zostajemy daleko w tyle, bo nadal
bardziej liczy się to, że byliśmy ofiarami niż to, że możemy iść do przodu. Dlatego
w Polsce, według mnie, kultura ofiar jest szczególnie silna.
Jeśli po tej lekturze nie widzicie tego, co się dzieje i jak
jesteśmy manipulowani „kartą ofiary”, to możemy o tym pogadać. Jak czujesz, że
gdzieś w tekście Cię skrzywdziłem, źle oceniłem – to ostrożnie, bo możesz sam
wejść w postawę ofiary mojej opinii i dołożysz cegiełkę do tego, co chcę
przekazać. Bo jeśli zaczynamy jakąkolwiek dyskusję od tego, że zaznaczamy jak
to urażeni, dotknięci czy skrzywdzeni jesteśmy, to wymuszamy retorykę ofiary i
oprawcy i idziemy do nikąd. Z przyczyn wymienionej wyżej.
Nie chcę ucinać dyskusji tymi stwierdzeniami. Bo oczywiście,
emocje i uczucia w debacie są ważne. Jeśli jednak poczucie krzywdy dominuje po
jednej ze stron, i to staje się głównym elementem rozmowy – to wkraczamy w
rewiry, które prowadza jedynie do stworzenia z ofiary bohatera, a z oponenta w dyskusji
oprawcy i potwora. A to nie jest to, czym dyskusje powinny być…niestety, powoli
tym się stają w naszej rzeczywistości.
Komentarze
Prześlij komentarz