...a za zdradę - śmierć!

Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie temat zdrady. Zarówno w ogólnym pojęciu, jak i tym związanym bezpośrednio z naszym życiem w związkach, życiem emocjonalnym.

W tym tekście chcę się z tym pojęciem zmierzyć.

Szeroko.


Czym jest zdrada? Jak podaje Wikipedia: "Zdrada - w ogólnym znaczeniu, świadome i intencjonalne zawiedzenie zaufania danego przez osobę, organizację, państwo lub grupę społeczną.". Mam problem z tą definicją, co za chwilę wyjaśnię.

Moim zdaniem mozemy zdradę podzielić na dwie instancje: zdradę intencjonalną, czyli taką definicyjną, oraz zdradę wyobrażoną.

Zdrada intencjonalna ma miejsce wtedy gdy świadomie nabywamy tajemnicę, zaufanie na warunkach dwustronnego porozumienia. Z tym, że zaufanie ma wiele poziomów i bez konkretyzacji nie można mówić o porozumieniu. Ten typ zdrady jest kwestią wyboru, świadomego lub wymuszonego.

Przykładem takiej zdrady może być złamanie umowy z pracodawcą albo zdrada małżeńska.

Zdrada wyobrażona, z która na nasze nieszczęście, spotykamy się częściej, ma miejsce wtedy, gdy ktoś (w sensie osoby, organizacji itd.) "poczuje" się zdradzony, a de facto nie nastąpiło żadne porozumienie między stronami.

Taka zdrada na poziomie jednostki jest najczęściej doświadczana w pojęciu zdrady narodowej, albo w przypadku niesformalizowanych związków międzyludzkich.

Nie atakujcie mnie za przypisanie 'wyobrażenia' do zdrady narodowej, ale jak ktoś mnie nazywa zdrajcą narodu, to ja się pytam, gdzie jest umowa z narodem, gdzie są konkretne rzeczy, które podlegają kwestii zaufania. Jako obywatel nie mogę być zdrajcą narodu. Jeśli jestem urzędnikiem państwowym albo żołnierzem - jak najbardziej - podpisałem umowę, złożyłem przysięgę. Jednak jako zwykły obywatel nie mogę dopuścić się zdrady. Jeśli dopuścimy, bez konkretyzacji, zdradę narodową jako koncept bezwzględny, to moja rozmowa z cudzoziemcem moze zostać potraktowana jako zdrada...bo może mu coś powiedziałem o Polsce...paranoja.

Jednak w wyjaśnieniu mojego podejścia chciałbym skupić się na zdradzie, która mnie najbardziej interesuje. Mianowicie na zdradzie w związku kobiety i mężczyzny.

Wąsko.


Odpuszczam małżeństwo, bo mamy tam konkretną umowę między dwojgiem ludzi. Tym co uważam na temat instytucji małżeństwa wypowiem się wkrótce w osobnym tekście.

Zacznijmy zatem od sytuacji gdy poznaję dziewczynę i zaczynamy się ze sobą spotykać. Zbliżamy się do siebie intymnie, poznajemy się coraz lepiej i trwa to już od jakiegoś czasu. W pewnym momencie jedno z nas robi tak zwany 'skok w bok'. Druga osoba się o tym dowiaduje. Jaka jest konsekwencja? ZDRADZIŁEŚ/AŚ MNIE!!!

Teraz się zatrzymamy.

Zadaję sobie pytania:

Czy kiedykolwiek rozmawialiśmy na temat ograniczenia naszego pożycia seksualnego na rzecz wyłączności partnera?
Czy którekolwiek z nas deklarowało taką wyłączność oczekując wzajemności?

Jeżeli na którekolwiek z powyższych pytań odpowiedź brzmi NIE - nie ma mowy o zdradzie! Nie powinienem jej zarzucać i oczekuję, że nie zostanie mi zarzucona.
Nie może być mowy o zdradzie jeśli nie ma intencjonalnego złamania zawartego porozumienia. Jeśli ja deklaruje swojej partnerce wyłączność na seks, ale nie oczekuję tego od niej - to jak to zrobi, nie mogę jej oskarżać o zdradę. Ja ja to zrobię, to mogę co najwyżej jebnąć głowa w ścianę, bo zdradziłem sam siebie. Jeśli ona tego ode mnie nie oczekiwała. Natomiast jeśli oboje zadeklarowaliśmy wyłączność - wtedy powinna ona nas dotyczyć i jakiekolwiek odstępstwa są zerwaniem tego porozumienia i zdradą per se.
Oczekiwanie 'z zasady' takiego układu jest powodem, że zaczynamy się okłamywać, oszukiwać i krzywdzić. I to nie jest dobre dla kontaktu dwojga ludzi i moim zdaniem nie powinno w ogóle mieć miejsca.

Jest tylko jeden problem...

Trzeba o tym rozmawiać.
Jak obserwuję pary, słucham co mówią, to mają mnóstwo oczekiwań o których nie rozmawiają z partnerami; planów niewysłowionych w normalnej rozmowie; marzeń o których boją się lub wstydzą mówić. To jest chore. Spotykam się z dziewczyną, stajemy się sobie bardzo bliscy, ona poznaje wszystkie moje sekrety, ja poznaję jej tajemnice...ale gdy wejdziemy w obszar seksu...sorki, ruchamy się, a o reszcie się nie gada...
No i mamy problem, bo ja nie wiem czego ona oczekuje, ona nie pyta mnie o moje oczekiwania, a oboje liczymy na fajny seks...szukamy go gdzie indziej.

Co prowadzi do zdrady?

Dwie rzeczy:
Brak rozmowy i ....brak rozmowy!

Jak nie rozmawiamy, to nie wiemy na czym stoimy i czego od siebie oczekujemy.
Jak nie rozmawiamy, to nigdy nie zaspokoimy się wzajemnie na żadnym poziomie - czy seksualnym czy intelektualnym
Jak nie rozmawiamy, o wszystkim, to niszczymy to co może być fajne między nami.
Jak nie rozmawiamy, o wszystkim, od sposobu sznurowania butów po fantazje seksualne, to możemy od razu sobie odpuścić...to do niczego nie prowadzi...

Jeśli nie ma między Wami jasnego układu, że jesteście dla siebie 'na wyłączność' w sferze seksualnej, to nie zarzucajcie drugiej osobie zdrady. Bo zdrada ma miejsce gdy oboje zdefiniowaliście jej granice. Jeśli tylko Ty uważasz, że zostałeś./zastałaś zdradzona...to się stało tylko w Twojej głowie. Masz problem i to poważny i to fakt, ze o tym nie gadacie jest przyczyną Twojej straty wiary w Wasz związek, nie to, że 'druga połówka' poszła w tango...

Możecie mieć swoje pojęcie zdrady i po swojemu to rozumieć. Ja rozumiem to tak.
Żałuje jedynie, że tak często słyszę o ludzi to, co powinni usłyszeć ich partnerzy...chociaż z drugiej strony daje to spore szanse samotnemu facetowi (jakim obecnie jestem) :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ciemna strona pornobiznesu

Anonimowi Alkoholicy to sekta!

Satanizm laveyański