Tradycyjne pranie mózgu
Dzisiejszy temat jest bardzo ważny i dość kontrowersyjny. Bo często jest bagatelizowany, jako nieszkodliwy, a w niektórych przypadkach nawet wskazany, jako pożyteczny.
Chodzi o indoktrynację religijną dzieci. I od razu zakreślę swoje stanowisko.
Wpajanie dziecku doktryny religijnej jest formą nadużycia, molestowania psychicznego i nie powinno być tolerowane.
Napiszę o tym jak ja patrzę na tę kwestię. Skupiam się na rzeczywistości w Polsce, więc nie robimy wycieczek poza chrześcijański, katolicki bajzel.
I zaznaczam – jeśli ktokolwiek z Was poczuje się urażony albo zaatakowany tym tekstem – to macie rację i powinniście się wstydzić!
Strach i manipulacja
Małe dzieci są bardzo podatne na manipulację. Wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli do czynienia z dzieciakami o tym wiedzą. Jeśli kiedykolwiek próbowaliście zrobić eksperyment manipulacyjny na Waszym dziecku, to o tym wiecie. Podam przykład z autopsji. Koleżanka kiedyś zostawiła mnie ze swoimi dziećmi na kilka godzin. Musiała coś załatwić na mieście i byłem jej ratunkiem. Zgadnijcie ile czasu zajęło mi przekonanie kilkuletniego chłopca, że królik to krowa, a krowa to królik? Kilkanaście minut! Ile czasu znajomej zabrało odkręcenie tematu? Kilka tygodni. Było przy tym dużo śmiechu, zwłaszcza jak chłopiec pokazywał na królika i robił „MUUU”. Z dzisiejszej perspektywy nie uważam tego za super wyczyn i nie jestem z tego dumny. Był to głupi żart młodego faceta i nie zniszczył nikomu psychiki, ani nie wyrządził nikomu krzywdy. Chłopak ma się dobrze…
Łatwość, z jaką udało mi się to zrobić, z perspektywy czasu, uzmysławia mi jak łatwo jest manipulować dzieckiem. Dlatego uważam, że inteligentny rodzic nie musi uciekać się do kar fizycznych czy grania zagrożeniami, karami. Można wychowywać dziecko wzmacniając pozytywnie dobre cechy, zachowania i łagodnie piętnując złe. Nie jestem zwolennikiem bezstresowego wychowywania dzieci, ale uważam, że kary cielesne czy straszenie dziecka, nie jest dobrą taktyka kształtowania nowego człowieka. Poza tym uważam, że strach nie jest dobrą emocją wychowawczą. Strach jest uczuciem, które zamyka, blokuje wszystko inne. Zwłaszcza, gdy jest wciskany w agresywny sposób, jako coś nieuniknionego. Strach, dozowany w umiarkowany sposób może mobilizować, dodawać skrzydeł. Ale tylko, jeśli jest zaaplikowany, jako przeszkoda do przeskoczenia, nie, jako spodziewany rezultat czy coś, co powinno zamieszkać na stałe w nas.
Do tego dochodzi jeszcze pozycja autorytarna. Nigdy nie zapominajmy, że jesteśmy dla swoich dzieci wzorem do naśladowania. Dzieci większości zachowań uczą się od rodziców. Odpowiedzialne za to są w większości neurony lustrzaneoraz instynkty.
Zauważmy jeszcze jedną prawidłowość. Jeśli przy dziecku pokażemy, że wykonujemy czyjeś polecenia, to najpewniej dziecko też posłucha jego poleceń. Tak głęboko sięga wzorowanie się na rodzicach/opiekunach.
Chyba już wiecie, w jakim kierunku idę…
Religia
Pierwszym krokiem do zrozumienia jak głupie jest wcielanie dziecka, bez jego świadomej decyzji, do jakiejkolwiek grupy społecznej czy religijnej jest proste porównanie. Czy etykietujecie swoje dziecko poglądami politycznymi? Czy, jeśli jesteście członkami stowarzyszenia, grupy lub partii, to zapisujecie swoje dziecko do tych samych instytucji zaraz po jego narodzinach? Czy jeśli lubicie jakąś potrawę, program telewizyjny czy rodzaj muzyki to na siłę wciskacie i warunkujecie do tego swoje dziecko? Jeśli na te pytanie odpowiedzieliście NIE, to teraz odpowiedzcie na kolejne. Czym od powyżej wymienionych rzeczy różni się religia, którą wyznajecie? Tylko tym, że zostaliście w niej wychowani i do niej uwarunkowani jak „psy Pawłowa”. Bo nie da się inaczej tego określić.
Teraz zastanówcie się, co z gustów czy przekonań Waszych rodziców przejęliście bezkrytycznie? Oprócz religii. Podejrzewam, że nie wiele. „Inne pokolenie”, „starzy nie rozumieją dzisiejszych czasów”, „oni są nie kumaci”. Ale religię kupiliście bezkrytycznie, tylko, dlatego, że jest „tradycją”. Zadajcie sobie pytanie, co tradycja dobrego robi dla Was w życiu? Nie mówię o jej porzuceniu, bo jej świadomość jest ważna. Ale czy tradycja pomaga Wam w jakikolwiek sposób żyć, zarabiać na chleb, pracować czy bawić się tak jak lubicie? Nie bardzo! Mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, parafrazując Douga Stanhope’a – tradycja to bagaż martwych ludzi, musimy o nim pamiętać, ale nie powinniśmy go dźwigać.
I kolejna sprawa. Jeśli okazałoby się, że Wasi pradziadkowie byli wyznawcami religii celtyckiej, to czy miałoby to znaczenie? Czy zamiast pod kropidło klechy poszlibyście do świętego gaju i oddali dziecko w ręce druida? Nie? Dlaczego? Przecież to ten sam poziom abstrakcji i bajek. A jednak w tę jedną bajkę, z rzekomo tradycyjnych przyczyn, wierzycie…albo udajecie, że wierzycie, co jest jeszcze gorsze.
I nie pierdolcie, że nie chcecie, żeby dziecko było wyalienowane, żeby miało komunię i że jak będzie miało 15-16 lat to samo zdecyduje czy chce zostać w kościele. To kłamstwa i dobrze o tym wiecie. Nie robicie tego dla dziecka, tylko dla siebie. Bo jaki macie problem, żeby przy okazji komunii obdarować dziecko czymś specjalnym. Czy potrzebujecie zgody klechy, rytuału i rewii mody w świątyni i rodzinnego spędu? Komunia jest wymówką, żeby ulec naciskom i kultywować głupi zwyczaj wcielania dzieci do kościoła. Przez to narażacie dziecko na kontakty z mistrzami manipulacji i indoktrynacji. Ci kapłani wmówią Waszemu dziecku, że jak będą myślały o czymś złym, to będą smażyć się w piekle. Wmówią dziecku, że Jezus jest ważniejszy od mamy i taty. No i że ksiądz wie, czego pan Jezus od dziecka oczekuje. Pokazujecie, że słuchacie tego pana w czarnej sukience mu się kłaniacie – dziecko też go będzie słuchało. I klechy to skutecznie wykorzystują.
Czy naprawdę tak ciężko jest Wam udźwignąć ciężar wytłumaczenia dziecku, że historyjka w Biblii to kolejna bajka, tylko dla dorosłych. Czy tak ciężko jest wytłumaczyć dziecku, że Dżizas to tak jak Mikołaj, tylko nieco bardziej mroczny i powinny poczekać aż poznają jego historię, bo są za małe. Czy naprawdę musicie wtłaczać dziecku w głowę mantrę, że musi być takie jak inne dzieci? Czy tak trudno nauczyć dziecko, żeby zawsze pytało, „DLACZEGO”? Do usrania. Ciężko? Lepiej oddać dziecko w ręce kultu, które na każde pytanie, „dlaczego” odpowie –„Bóg” albo „Jezus”?
Najgorsze w tym wszystkim jest jak ateiści mówią „ja nie wierzę w te głupoty, ale dziecko ochrzczę, bo…” i po tym następuje milion wymówek. I żadna nie jest korzyścią dziecka tylko waszym biznesem! Bo łatwiej rzucić dziecko w konformizm niż wytłumaczyć, dlaczego nie musi być takie jak inni? To może od razu poddajcie swoje dziecko lobotomii, nie będzie wyróżniało się z tłumu. Będzie bardzo tak jak inni!
Oddając swoje dziecko w jakikolwiek sposób w ręce kościoła, oprócz traumy, jaką powodują bajki, które nie są ani moralnie odpowiednie ani pouczające, a muszą być traktowane jak prawda i fakt, powodujecie jeszcze jedną rzecz. Oddajecie swoje dziecko pod opiekę instytucji, której nadrzędnym celem jest władza. I nie cofnie się w dążeniu do tej władzy przed niczym. Zabijacie w dziecku to, co najważniejsze – ciekawość świata i umiejętność krytycznego myślenia. Bo kościół zabrania myślenia i zadawania pytań. Pomijam już fakt, że zasłaniając się „tradycją” zabieracie mu swobodę i ograniczacie wolność w imię własnego konformizmu. To jest psychiczne nękanie za zgodą opiekunów. I jeśli to robicie, to nie tylko przykładacie rękę do swobodnego manipulowania Waszymi dziećmi przez kultystów. Umacniacie też pozycje kultu w społeczeństwie i nabijacie mu kabzę. Jeśli bym mógł, to każdego rodzica ukarałbym, co najmniej grzywną za ochrzczenie swojego dziecka. A na pewno zakwestionowałbym ich wolę do jak najlepszego stanu psychiczno-fizycznego ich potomka.
Jeśli jesteście niewierzący, niereligijni – nie róbcie tego! Nie oddawajcie Waszych dzieci aparatowi indoktrynacji kościelnej. Pokażcie mu, że istnieją religie, setki religii. I jeśli w późniejszym okresie poczuje potrzebę wiary w Boga – samo dokona wyboru, odkryje i zaakceptuje to, co będzie dla niego dobre. Świadome konsekwencji i odpowiedzialne za swoje czyny.
Jeśli jesteście wierzący – zastanówcie się czy kościół jest Wam potrzebny. I czy jest potrzebny Waszym dzieciom. Czy przypadkiem nie bierze więcej niż daje, zwłaszcza najmłodszym. Jeśli ważne dla Was jest dobro Waszego dziecka, to nie sadzacie go na kilka godzin dziennie przez telewizorem, ani nie każecie mu wierzyć w głupie bajki ani czytać horrorów. Na religii w szkołach Was wyręczą – sprzedadzą bajki, jako prawdę i opowiedzą okrutne i krwawe historie, żeby Wasze dzieci przestraszyć. Bo kościół opiera swoją indoktrynację na strachu. I zadajcie sobie pytanie – czy jakby ktoś mi po raz pierwszy powiedział o religii katolickiej jak miałem 16-18 lat, to kupiłbym to? Tylko szczerze. Jeśli potraficie. Jeśli nie potraficie…tym bardziej zastanówcie się czy chcecie poddać Wasze dzieci takiemu warunkowaniu. Bo to jest warunkowanie, pranie mózgu i indoktrynacja. Ktoś Wam ukradł umiejętność zadawania pytania, „DLACZEGO”! I nie ma to nic wspólnego z wiarą w Boga!
Sam nie mam dzieci. Jeszcze. Niczego nie zakładam ani nie deklaruję. Wiem, że każdy z nas się zmienia pod wpływem czasu. Ale jedno wiem na pewno – nigdy nie wychowam swojego dziecka w strachu. Nigdy też nie pozwolę, żeby religia, szkoła albo ktokolwiek inny zabił w moim dziecku ciekawość świata i odebrał mu umiejętność krytycznego spojrzenia na świat i rzeczywistość. Czasem pytanie, „dlaczego” jest trudne, bywa wyzwaniem i nie jest wstydem powiedzieć „Nie wiem, poszukajmy razem odpowiedzi”. Na pewno jest to lepsze dla nas i dla naszych dzieci, niż zastępowanie każdego „nie wiem” religijnym dogmatem, bajką i strachem.
Możecie patrzeć na to inaczej. Nie wiem czy mam rację. Ale jak widzę ludzi prowadzących na siłę dzieci w niedzielę do kościoła to mnie trafia szlag! I mam ochotę wykrzyczeć tym rodzicom, jaką krzywdę robią swoim dzieciom…ten tekst jest takim krzykiem…
Na deser obejrzyjcie, co kretyni z kościołów ewangelickich w USA robią z dziećmi…to wcale nie tak odległe od tego, co może i czasem robi kościół katolicki…wcale nie tak odległe…
Komentarze
Prześlij komentarz