Jedna sztuka, kilka sztuk...

Sam nie uważam się za artystę. Po prostu nie lubię konotacji związanych z tą nazwą. I tyle. Jednak tworzę. Coś tam zawsze się tworzy. I jak zdamy sobie sprawę z tego, że coś tworzymy, to ciśnie się na usta i myśli pytanie pomocnicze – czy to, co tworzę to sztuka czy nie sztuka? I chyba warto na nie sobie odpowiedzieć, chociażby po to, żeby nie czuć urazy jak nas ktoś właduje w artyzm. Bo nie wiemy czy żartuje, wbija komplement czy kpi. Nie będę Wam robił wykładu z teorii sztuki, nie będę wrzucał jedynej właściwej wykładni czy próbował przekonać do swoich definicji artysty czy sztuki. Spróbuję pokazać Wam jak można odbierać te pojęcia. Po mojemu. Na mój ograniczony rozum J
Sztuka - odbiór
…albo dwie. Taki sucharek na początek.
A na poważnie. Czym dla mnie jest sztuka? I jeśli miałbym odpowiedzieć szybko i spod dużego palucha, to jest jedna odpowiedź – wszystkim!
Serio! Bo tak naprawdę, sztuką, jako odbiorcy, nazywamy coś, co nas skłania do refleksji, budzi w nas emocje i/lub daje pole do interpretacji. Jeśli gdzieś w jakimś zjawisku, tworze pojawia się niedopowiedzenie, tajemnica – można to nazwać poetycko sztuką. Ale nie do końca. Do ważna jest jeszcze jedna rzecz – intencja.
Nie chodzi o intencje w sensie – „co artysta chce nam przekazać?”, tylko o intencje twórcy do budzenia w nas wrażeń i przemyśleń. Dlatego, można naturę postrzegać, jako piękną, pełną tajemnic, poetycką, inspirującą i podatną na interpretację. Tylko, że jeśli nie wierzymy w inteligentny projekt, czy Boga stwórcę, to natura nie jest sztuką. Natura jest…naturą. I tyle. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dopiero, gdy pojawia się intencja twórcy – wtedy siadamy z zachwytem i piszczymy – „ale sztuka!”.

Albo z odrazą! Bo sztuka, to nie jedynie to, co nam się podoba. Sztuka jest także to, co napawa nas
obrzydzeniem, powoduje wymioty lub po prostu nam się nie podoba. Bo intencją jest zbudowanie w nas reakcji, nie sterowanie nią. Wniosek jest jeden – według mnie, to odbiorca mówi czy coś jest sztuka czy zwykłym meblem czy szmatą na desce. To ja, jako odbiorca stworzonego dzieła decyduje na poziomie osobistym czy mam do czynienia z dziełem sztuki czy z firanka rozpięta między złoconymi ramami.
I ważne – jeżeli zakładamy, że sztuka to twór intencjonalnie wywołujący w odbiorcy emocje, wrażenia, to, jeśli coś nam się nie podoba, nie możemy temu odebrać miana sztuki. To nadal będzie sztuką, mimo tego, że na widok tego dzieła chce nam się odwiedzić najbliższą toaletę.
To jest częsty błąd odbiorców sztuki – jak coś nam się nie podoba, to kwestionujemy tego artyzm. I dla mnie to jest po prostu głupie podejście. Bo w obliczu sztuki jesteśmy jednostkami. Jesteśmy my i dzieło, my i obraz, rzeźba, utwór muzyczny. To nasze pojawienie się emocjonalnej reakcji, przemyśleń powoduje, ze to, z czym się stykamy staje się dla nas sztuką. Ktoś inny może nie reagować, nie mieć odczuć w zetknięciu z tym samym tworem. Lecz jeśli mówi – nie podoba mi się to, to nie ma głębi, brakuje tu czegoś…a po tym dodaje, to nie jest sztuka – to według mnie w ogóle nie rozumie, o czym mówi…

Sztuka – tworzenie
Zagłębimy się bardzo szybko w tworzenie. Bo czy tak naprawdę tworzymy? A może tylko manipulujemy i zmieniamy konfigurację już istniejących rzeczy, myśli. Jeśli spojrzymy na przykład na muzykę. Mamy gamę 8 tonów. I te osiem tonów to wszystko, co potrzebne by stworzyć miliardy utworów muzycznych. Czy to będzie sztuka? Moim zdaniem to bez znaczenia, czy używamy dostępnych już i kompletnych surowców czy tez próbujemy zrobić coś zupełnie nowego. Jeżeli naszą intencją jest obudzenie w odbiorcy tego, o czym pisałem wyżej – to możemy to nazwać sztuką. Znaczy nie my, jako twórcy. Bo od tego czy coś stanie się sztuką są odbiorcy, nie twórcy.
Twórca coś tworzy, buduje. Dodatkowo może wymusić, dobudować kontekst tego dzieła. I tyle. Jeśli prezentuje swoje dzieło publiczności, to jedyne, co może robić, to liczyć na to, że ludzie będą się zachwycać i wymiotować na widok jego dzieła…wtedy może powiedzieć – jestem artystą, to, co robię to sztuka. Spowodowałem reakcję, bo tego chciałem. I artysta ma też czasem to samo zboczenie, które dotyka widza – żadne dzieło nie będzie się podobało wszystkim. Nawet, jeśli nie podoba się większości, wyrażane są same słowa krytyki, ludzie mówią o zniesmaczeniu dziełem – to oznacza, że powstało coś, co można nazwać sztuką. I zasługuje na swoje miejsce. Tymczasem artyści często takie dzieła wycofują, wstydzą się ich. Głupki…
Wróćmy na chwilę do kwestii czy sztuka jest tworzeniem czy odtwarzaniem.

Nie wiem jak wielu z Was jest zaznajomiona z pojęciem memetyki. Chodzi mniej więcej o to, że coś, co potocznie nazywamy memem, jest replikatorem kulturowym, podstawowym budulcem wiedzy, religii, mód czy właśnie sztuki. Jeśli jesteście zainteresowani pogłębieniem wiedzy o memach, jako replikatorach kulturowych to polecam książkę Susan Blackmore „Maszyna Memowa”.
Memetyka w fajny sposób tłumaczy zjawiska w świecie sztuki. Bo według tej teorii, mem, czyli najmniejsza jednostka informacji kulturowej ma skłonność do replikacji i mutowania w miarę jak się rozprzestrzenia. Może łączyć się z innymi memami w większe memy, lub tworzyć całe kompleksy memów (mempleksy). Takimi kompleksami memów są chociażby ideologie czy religie. I sztuka może być takim memem! Zlepionym z innych memów, zmutowaną jednostką kulturową, albo może być całkowicie nowym, oryginalnym memem. Co jest szczególne w teorii memów, to to, że memy nie mają innych nośników i miejsca przebywania niż nasze mózgi. Nabywamy pewną bazę memetyczną w drodze socjalizacji i poprzez funkcjonowanie w kulturze wzbogacamy i modyfikujemy swoją bazę memową. Jeśli zatem, wpada nam do głowy pomysł na stworzenie czegoś, to najpewniej jest to wynik działania na siebie iluś tam memów, jednostek kulturowych, gotowych przekazów, które znajdują się w naszych głowach. Wiec sztuka, jeśli jest wynikiem procesu intelektualnego – jest zawsze odtwórcza, w tym sensie, że nie jest zbudowana z nowych, unikalnych składników.
Jak spojrzymy na dzieła sztuki spontanicznej, to są one dla nas często niezrozumiałe, trudne w odbiorze, dziwne. To, dlatego, że takie dzieła wymykają się podstawie memetycznej, powstają poza nią; albo z jej udziałem, ale bez świadomej gry nimi przez artystę.
Dlatego mogę pokusić się o tezę, że sztuka jest zawsze odtwórcza, ale nie stanowi to o jej słabości. Stanowi to jej siłę. Bo trzeba mieć w sobie coś więcej niż tylko wolę, żeby z tego, co jest dostępne wszystkim, zbudować coś, co wyzwoli w nas reakcje, nową emocję, refleksję… I poprzez swoją odtwórczość, sztuka może stać się popularna, dostępna, przystępna. I właśnie dzięki temu możemy czuć melancholię przy kawałkach This Mortal Coil, czuć odrazę na filmach gore czy bać się przy horrorach.

A dla Was? Czym jest sztuka? Dawajcie!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Satanizm laveyański

Ciemna strona pornobiznesu

Anonimowi Alkoholicy to sekta!