Służbo zdrowia – WTF!?
Każdy obywatel naszego pięknego kraju ma prawo do opieki
zdrowotnej. Tak wygląda sytuacja od strony teorii. W praktyce, uzasadnione są
dowcipy o tym, ze jeśli aborcja byłaby refundowana przez NFZ, to
abortowalibyśmy dwulatki. To oczywiście żarcik na granicy przyzwoitości, ale
oddaje to, co dzieje się w naszej ukochanej służbie zdrowia.
Przyczyn tego jest całe mnóstwo. Od tego, że systemy
kolejkowe i koszykowe nie działają, poprzez fakt że NFZ jest kolosem zarządzanym
z czarnej dziury w którą wpadają pieniądze, aż po to, że usługi refundowane są
arbitralnie według posiadanego budżetu a nie zgodnie z potrzebami „klientów”.
I tutaj zasadza się moja refleksja.
Bo co miesiąc zabierana jest z mojej pensji pewna kwota,
która ma mi gwarantować „bezpłatną” opiekę zdrowotną. O to jest ok. Tylko
czemu, jeśli w danym miesiącu nie korzystam z tego prawa, to kasa przepada i
znowu muszę zapłacić, żeby utrzymać uprawnienia? Dlaczego pieniądze nie wpadają
na moje „konto” w NFZ i nie mogę nimi zarządzać w zakresie wydawania na usługi
z koszyka medycznego? Poczekajcie, zaraz Wam opiszę, jak sobie to wyobrażam.
Otóż przyjmijmy, że każdy co miesiąc, obowiązkowo wpłaca do
NFZ kwotę X. W skład tej kwoty wchodzi – abonament (kilka do kilkunastu procent
całej kwoty), reszta środków jest do dyspozycji w ramach katalogu usług.
Abonament służy pokryciu kosztów utrzymania systemu. Rząd/NFZ negocjują z
placówkami medycznymi stawki na usługi i publikują cenniki usług. Pełny wolny
rynek. Jeśli jakiś szpital albo przychodnia oferuje lepsza jakość usług to może
mieć wyższe ceny, jednak nie przekraczające ustalonej w toku negocjacji kwoty
maksymalnej. Czyli jedna przychodnia bierze 30 PLN za wizytę internistyczną,
inna bierze 50, ale nie mogą przekroczyć maksimum jakim jest, na przykład 70
PLN. W ten sposób, placówki, definiują wszystkie oferowane usługi. I działają
na zasadzie normalnych biznesów, gdzie klient rezerwuje wizytę/usługę,
potwierdza posiadanie środków na koncie NFZ i po wykonaniu usługi potwierdza
obciążenie konta kwotą za usługę. Proste? Proste! Dziś robimy to praktycznie
codziennie. Rezerwujemy usługę, ktoś ją wykonuje po cenie, którą ma w cenniku i
za nią płacimy. Teraz się zaczyna…
Otóż każdy obywatel, który chce mieć zapewnioną w takim
systemie opiekę, musi płacić minimalnie sam abonament. Pozostałe środki wpłaca
wybierając jeden z planów oferowanych przez NFZ i gwarantujący, na przykład –
jedną wizytę internistyczną w miesiącu. Plan wybiera się raz w roku i środki
nie skonsumowane gromadzą się na koncie. W ten sposób, jeśli nie choruję przez cały
rok i ani razu nie byłem u lekarza – mam kasę, żeby w przypadku poważnej
choroby lub wypadku nie martwić się o koszty.
Jest jeszcze kwestia refundacji lekarstw. Otóż mogę w ramach
usługi do abonamentu zagwarantować sobie kwotową obniżkę na leki w danym
miesiącu. I też, jeśli w ramach opłaty wpłacam Y na poczet leków, to jeśli w tym
miesiącu nie realizuje recept, to środki mi się kumulują.
To proste mechanizmy sprawdzające się w wielu segmentach
usługowych. Oczywiście wdrożenie takiego systemu w odniesieniu do służby
zdrowia to rewolucja i zatkanie czarnej dziury powodującej burdel w NFZ.
Tylko nikt nie wprowadzi takiego systemu lub podobnego. Mimo
tego, że dopracowany (bo powyższe to tylko luźne idee) i dokładnie przeanalizowany
mógłby sprawić, że z dnia na dzień mógłbyś ogarnąć wszelkie problemy zdrowotne.
Bo nie można oddać kontroli nad funduszem jego klientom! Nie można stworzyć
sytuacji by cena i jakość usług decydowała o tym, czy dana placówka zdrowia
nadal istnieje. Nie. Trzeba dotować nierentowne szpitale z grzybem na ścianach.
Pchać kasę w dupę gigantom farmaceutycznym, poprzez wpisywanie środków na listę
refundowań w zamian za przekazywane pod stołem benefity.
Potencjalna transparentność tego systemu nie jest jednak
pożądana. Bo nie będzie czego naprawiać. A służbę zdrowia naprawiamy non-stop. Tylko,
że robimy to metodą pana Mietka, co kładzie kafelki tak, żeby za pół roku znowu
mieć robotę, bo poodpadają. Z resztą jak wszystko w tym pierdolonym kraju.
Ubezpieczenia społeczne, rentowe, emerytalne, zdrowotne. Wszystko jest ciągle
do naprawy i ciągle kolejne grupy biją na obietnicach naprawy polityczny
kapitał. I nikt nikogo z tego nie rozlicza, bo ludzie mają w dupie wybory, w których
de facto nie decydują o niczym. Tego nas nauczyli politycy. Że są bezkarni. I
my to kupiliśmy. A płacimy im śmieszna frekwencją wyborczą, co powoduje, ze
twarde, często radykalne elektoraty decydują na wszystkich o „dobrej zmianie”.
Brawo obywatele! Oby tak dalej. Nie ma to jak mieć oczekiwania i siedzieć, czekając
na ich spełnienie. Tylko przyklasnąć…
Na naszą polska służę zdrowia trzeba się odpowiednio przygotować. Lepiej decydować się na prywatne pakiety medyczne niż na publiczną opiekę zdrowotna. Czytalam tutaj http://www.aszkolenia.pl/1740/czym-zajmuje-sie-medycyna-pracy.html/ o medycynie pracy i fajnie się rozwija.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń