Antypiracka wojenka
Kolejne serwisy donoszą o kolejnych akcjach policji
dotyczących pobrań polskich filmów z Internetu. Najpierw była nagonka na ludzi,
którzy ściągnęli film „Wkręceni” z 2013 roku. Teraz, podobno szukają wszystkich
którzy ściągnęli „Drogówkę” Smarzowskiego. Dochodzi do rekwirowania komputerów
i zorganizowanych akcji policyjnych. Jest w tym wszystkim jeden haczyk.
Otóż zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawach
autorskich i pokrewnych, jeżeli dana treść chroniona prawem autorskim miała
swoją premierę, to nie jest zabronione ściąganie jej z sieci na użytek własny
lub dla udostępnienia jej najbliższym. Czyli, jeśli ściągniesz taki plik do
obejrzenia i nikomu go nie udostępnisz – masz spokój. Problemem jest to, że ściągając
przy pomocy torrentów czy innych systemów p2p, pobierając, jednocześnie udostępniasz
pobraną już zawartość (części pliku/plików) nieokreślonej liczbie anonimowych
użytkowników. I w ten sposób łamiesz prawo!
Ustawa wyłącza z tego katalogu programy i gry, więc nie czujcie
się zbyt pewnie.
Dlatego, jeśli już pobieracie filmy i seriale z sieci, to
nie używajcie torrentów. Lub bądźcie pijawkami. Ja od dłuższego czasu nie ściągam
niczego z sieci za pomocą sieci torrent, bo po prostu nie mam takiej potrzeby.
Muzy słucham na Tidalu, filmy oglądam
na Netflixie, HBO Go i przez VPN na Hulu. Gdy jednak używałem torrentów, to tylko
przy pomocy zmodyfikowanych klientów, w taki sposób, żeby nie wysyłać nawet
jednego bita do sieci. Zasysałem najszybciej jak się da i wywalałem pozycję z
programu. Ale nie polecam, bo dziś jest tyle opcji dostępu do wszystkich
treści, że to po prostu bez sensu.
Poza tym, poza pojedynczymi przypadkami, polskie kino to
gówno, więc nie wiem, po co to ściągać. Rozumiem natomiast twórców i
producentów, którzy wydają kupę kasy na takie filmy i potem ogłaszają ujebanie całości,
bo nikt nie chodzi do kina i nie kupuje DVD. Wiec szukają kasy gdzie się da, żeby
zrekompensować wydatki.
Gdyby jednak zdarzyło się, że zapuka do mnie policja z
oskarżeniem, że nielegalnie pobrałem jakiś film, to ja do domu nikogo nie
wpuszczę. Poproszę o nakaz sądowy, poproszę o jednoznaczne dowody, że ja pobrałem dany
film i złamałem przy tym prawo. Nie będę też gadał z żadnymi papugami, rzekomo
reprezentującymi producentów czy dystrybutorów. Najpierw muszę zobaczyć jednoznaczne
dowody – IP komputera, dane właściciela, daty i pliki, które rzekomo udostępniłem.
Jeśli dajesz wejść do domu policji i pozwalasz na zabranie komputera…to sorki,
ale sam się podkładasz. W Polsce funkcjonuje domniemanie niewinności (Artykuł 5
Kodeksu Postępowania Karnego). Przynajmniej w przepisach.
Drugą stroną medalu jest to, że policja szybko się
zorientowała, że te sytuacje to dobra okazja do poreperowania lub podniesienia
statystyk. Bo wylękniony internauta podda się dobrowolnie karze grzywny lub
dogada się z prawnikami, żeby uniknąć kłopotów. Policja odznacza kolejne
wykryte i ukarane przestępstwo i premie gotowe. Mają uzasadnione lub nie, podejrzenie popełnienia przestępstwa. Mogą w granicach prawa, za przyzwoleniem potencjalnego oskarżonego, dokonać przeszukania, czy sprawdzenia sprzętu służącego do dokonania rzekomego przestępstwa. Z resztą niewiele osób
zdecyduje się na dyskusję ze smutnymi panami w mundurach, gdy staną u drzwi
domu, a za plecami gorączkowo nóżkami przebiera mamusia z babcią i pytają – „co
znowu zrobiłeś degeneracie”. Byle się szybciej pozbyć kłopotu, podpiszą wszystko
i zgodzą się na wszystko. I w to celują kancelarie prawnicze i idąca ich tropem
policja. Szybkie rozwiązanie sprawy. Zwłaszcza, że czekają kilka lat na
uruchomienie procesu. Co przy dzisiejszym tempie konsumpcji mediów, jest
absurdalne, bo ja czasem nie pamiętam co oglądałem miesiąc temu, a co dopiero 3
czy 4 lata wstecz. Nie wierzę, że nie da się takich danych znaleźć i
wykorzystać wcześniej. Po prostu czekają z premedytacją kilka lat, żeby uśpić internautów,
a potem atakują i zgarniają kasę od niepewnych tego, że zrobili coś złego
ludzi. To jest metoda skuteczna, bo ludzie nie wiedzą, że wspominany artykuł 5 KPK
mówi o tym, że nie dające się usunąć wątpliwości co do zarzucanego czynu,
rozpatruje się na korzyść oskarżonego. I płacą kilka stówek dla świętego
spokoju. Ich kwity lądują we właściwej szufladce i jak przyjdzie pora na
ściganie za kolejny film – pierwsze kroki są kierowane do tych płacących. Bo
już się przyznali…
Oczywiście to moje przypuszczenia, głośne rozważania i dywagacje.
Jednak wiem, że sporo osób po prostu będzie wolało zapłacić, niż stracić
komputer, chodzić po sądach i walczyć o swoje prawa. I na tym żerują prawnicy
trolle. A Wy się łapiecie, bo nie znacie swoich praw, nie znacie przepisów i
jak widzicie znaczek „§” w piśmie, to dostajecie gorączki. I słusznie. Bo za
głupotę, lenistwo i zwykłą ignorancję trzeba płacić. Prędzej czy później.
Komentarze
Prześlij komentarz