Bądźmy, kurwa, szczerzy!
Najnowsze badania z Holandii, UK, USA i Hong Kongu pokazały jedną
rzecz. Przekleństwa, do tej pory kojarzone ze złością, nieokrzesaniem czy
prymitywizmem, okazały się też oznaką szczerości. Ludzie używający przekleństw
znacznie rzadziej kłamią i oszukują niż ludzie, którzy nie używają takiego
języka. Badania były dwa – w pierwszym poproszono 276 uczestników o listę
ulubionych przekleństw. W drugim, zebrano dane od 75 tysięcy użytkowników Facebooka
by zbadać ich używanie przekleństw w postach. Badanie pokazało, że Ci, którzy używają
przekleństw, znacznie częściej używają też wzorów językowych kojarzonych z
uczciwością i szczerością. Między innymi „ja” i „mnie””
Badanie i jego detale są o przeczytania TU.
Co ja na to? Kurwa, bombowo!
Może troszkę to na wyrost, ale co tam. Ja nie uważam, zęby używanie
przekleństw było złe. Te słowa, są częścią naszego języka, są nam bliskie i
wywołują emocje. Są też często przez emocje powodowane. A co, jak co, emocje
jest bardzo trudno udawać. Więc jeśli ktoś, nawet fasadowo, ma uśmiech na twarzy,
ale mówi – „ja pierdolę”, to pokazuje emocje, które nie są zbyt pozytywne. Ja
dość dużo używam przekleństw. Czasem mimowolnie, często z premedytacją. I tutaj
pojawiają się dwie strony, które moim zdaniem badanie nieco pominęło. Bo jeśli słowa
i zwroty wulgarne są używane spontanicznie, to rzeczywiście mogą nieść ładunek wskazujący
na szczerość. Jeśli jednak są używane z premedytacją, mogą być formą
manipulacji. Więc nie stawiałbym znaku równości pomiędzy słowami kurwa i
prawda. Bo to nie jest takie proste.
Sam używam przekleństw i wulgaryzmów w sowich tekstach czy wypowiedziach
na YT. I
robię to często spontanicznie (zwłaszcza podczas kręcenia filmów), ale też chce
dzięki nim prowokować. Wzmacniać przekaz. Cokolwiek byście nie myśleli, nie
uznaję jakiejkolwiek cenzury. Zwłaszcza obyczajowej. A zakaz przeklinania jest
takim dziwnym tworem obyczajowym, płynnym i zmiennym. 20 lat temu „dupa” w
telewizji raziła i była passe. Dziś jest normą i nikt nie kruszy kopii. Więc za
chwilę może być tak, że inne słowa tez przestaną być powodem do zamknięcia ust.
Poczekamy zobaczymy. Natomiast fakt, że użycie wulgaryzmów jest formą luźnej umowy
społecznej, potwierdza to, że w zależności od miejsca, otoczenia, towarzystwa, możemy
lub nie powinniśmy przeklinać. Siedząc w knajpie ze znajomymi, nikt nie zwróci
uwagi na zdawkowo rzuconego „chuja” czy „pizdę”. W restauracji lub pracy, już
mogłoby to zostać odebrane negatywnie.
No właśnie, teraz weszliśmy na jeszcze jeden poziom. Odbiór.
To on decyduje. Dlatego raczej nie przeklinamy w obecności obcych osób. Bo
odbiorą te sowa zgodnie ze swoim pojęciem. Nie znają nas, nie znają naszych
motywacji, czy poglądów. A to kontekst osobisty buduje ciężar gatunkowy
wulgaryzmu. Nie to jak ty rozumiesz to, co ja mówię, tylko to, co ja wkładam w
wypowiadane słowa. Dlatego wulgaryzmy są tak wrażliwą kwestią. Bo musimy myśleć
o odbiorcy. Podczas gdy wypowiadając „zwykłe” słowa, przeważnie mamy go w
dupie.
Ja osobiście wychodzę z założenia, że odpowiadam za to, co
mówię i jak. Nie odpowiadam za to, co ty z tym zrobisz. Dlatego głęboko w
czarnej dupie ma to, czy poczujesz się urażony, obrażony, zniesmaczony czy
jakkolwiek przyjdzie Ci do głowy się czuć. To Twoja sprawa. Dlatego wkurwia
mnie jak dostaję komentarz w stylu – „uraziła mnie twoja opinia”. Co mnie to
obchodzi? Połóż się w kącie pokoju, popłacz, weź żyletkę, czy co tam lubisz
sobie robić jak się źle czujesz. Nie mój ból dupy. To ty masz problem z
dystansem do opinii przeciwnych do twoich własnych; to ty masz problem z
filtrem informacji, czytaniem ze zrozumieniem czy jeszcze czymś, co w Twojej głowie
się dzieje. Ja pisze to, co pisze. Ty robisz z tym, co chcesz. To się nazywa
wolność. Nie narzucam Ci interpretacji moich tekstów. To nie szkoła, a ja nie jestem
panią Grażyną w opadających wiecznie okularach, która wymaga jedynie i wyłącznie
programowej wykładni wiersza czy lektury. Wyluzuj i pomyśl. Albo spadaj. Masz wybór.
Dlatego dla mnie używanie przekleństw jest naturalne,
zwykłe. Robię to i tylko w niektórych sytuacjach się powstrzymuję. Idę na mały
kompromis. Zwłaszcza w pracy. Poza tym – jak mawia gimbaza – wyjebane. Masz z
tym problem, możemy nie gadać. To ty jesteś miękką fają, która nie potrafi
znieść kilku ostrych słów, wplecionych w gorliwy i szczery komunikat czy
postawę. I jak jesteś pizdą, albo imbecylem, któremu mózg spłynął do dupy, to
Ci to powiem. Możesz iść do sądu i się zbłaźnić, możesz popłakać. Mnie to tyle
obejdzie, co recenzja najnowszych Gwiezdnych Wojen. Będę chciał to poczytam i
obejrzę, nie będę chciał, to nie obejrzę i oleję całość. Na pewno nie pozwolę,
żeby jakieś wypociny domorosłego krytyka sprawiły, że coś obejrzę, czy nie.
Spróbujcie tak funkcjonować w kwestii poglądów, używanego słownictwa i całej
reszty. Nie dajcie się manipulować autorytarnymi stwierdzeniami, że „kurwa”, „chuj”,
„pizda”, to słowa brzydkie. Brzydkie to są gęby ludzi, którzy uprawiają językowy
nazizm, mówiąc Wam, co i jak możecie mówić, a co „nie wypada”. Niech
spierdalają!
Komentarze
Prześlij komentarz