PPShit – Wolność słowa a mowa nienawiści
Wczoraj pod wpisem PSShit
– Facebook i Narodowcy, prowadziłem dyskusję na temat wolności słowa jego
granic, cenzury i właśnie mowy nienawiści. Temat na tyle obszerny i
kontrowersyjny, że postanowiłem do niego wrócić, rozszerzyć go i być może domknąć
kilka nieścisłości...albo dolać oliwy do ognia :
Wolność Słowa
Zacznijmy od zdefiniowania czym jest ta wolność. Otóż,
wolność słowa to prawo do publicznego
wyrażania własnego zdania oraz poglądów, a także jego poszanowania przez innych
(Wiki).
Prawo to jest często ograniczane wyjątkami w przepisach krajowych, ale na
potrzeby dyskusji, na tym etapie, zostańmy przy podstawowej definicji. Bo ta
definicja nie zawiera w sobie warunków logiczności, faktyczności czy merytoryki
wypowiadanej opinii, zdania czy poglądów. Więc w sensie ogólnym – wolność słowa
dopuszcza do publicznej prezentacji każde, nawet najbardziej głupie, obraźliwe
czy bezsensowne opinie i poglądy. Właśnie ta wolność słowa gwarantuje, na
poziomie ogólnym, prawo narodowców do wygłaszania swoich debilnych tez, pozwala
religiantom jechać po ateistach (i vice versa) czy krytykowania kogokolwiek
przez kogokolwiek.
Wygłaszane poglądy i opinie, zgodnie z definicją, nie muszą
mieć podłoża faktycznego i merytorycznego. Czyli odrzucanie lub cenzurowanie
wypowiedzi z tego powodu – braku merytoryczności, jest złamaniem tej definicji.
Oczywiście przepisy szczególne, wprowadzają masę wykluczeń i zamieszania, co
prowadzi do, z mojej perspektywy, nierozwiązywalnego konfliktu.
Podstawowym problemem jest umieszczanie w przepisach pojęć
miękkich – nienawiść, godność, cześć czy dobre imię. To pojęcia, które mają tę
cechę, że ich odbiór jest subiektywny i osobniczy. Coś co dla mnie będzie
obraźliwe, naruszające moją godność, dla kogoś mogą być nic nie znaczące. Tak
samo, co innego będzie dla mnie nawoływaniem do nienawiści, bo mam inne granice
tej emocji i inaczej ją definiuję, odczuwam. Stąd zamieszanie i problemy w
dyskusjach, ale także orzeczeniach sądowych. W moim odczuciu, wszystkie
przepisy zawierające tego typu sformułowania powinny zostać wykluczone z
kodeksu karnego i w najlepszym przypadku – przeniesione do cywilnego. Bo jeśli przepis
zawiera pojęcie, możliwe do pełnego zdefiniowania jedynie na poziomie
osobniczym, to jego miejsce jest w odpowiedzialności cywilnej, nie karnej.
Co zrobimy zatem z tak zwaną mową nienawiści? Zobaczmy.
Mowa nienawiści
Jak wspominałem już we wpisie PSShit
– Facebook i Narodowcy, mowa nienawiści, to - negatywne emocjonalnie wypowiedzi, powstałe ze względu na domniemaną
lub faktyczną przynależność do grupy, tworzone na podstawie uprzedzeń; wszystkie formy ekspresji, które
rozpowszechniają, podżegają, wspierają lub usprawiedliwiają nienawiść rasową,
religijną, ksenofobię, antysemityzm lub inne formy nienawiści wynikające z
nietolerancji, łącznie z nietolerancją wyrażoną za pomocą agresywnego
nacjonalizmu i etnocentryzmu, dyskryminacją i wrogością wobec przedstawicieli
mniejszości, imigrantów i osób obcego pochodzenia (Wiki).
Czyli, żeby zamknąć w odpornej na interpretację formie tę definicję,
powinniśmy wykluczyć z niej słowa wyrażające poziom emocjonalny. Lub wyraźnie i
jasno je zdefiniować. W przeciwnym wypadku, zawsze trafimy na przypadek, że
czym innym dla kogoś będzie negatywna emocja czy nienawiść. Zwłaszcza, gdy
grupa bazuje na postawie „ofiary”. Wtedy zwykła niechęć, w wyrażonej opinii, może
być podciągnięta pod nienawiść i wpięta w wynikające z definicji przepisy karne.
I za krytyczną wypowiedź, ktoś pójdzie siedzieć.
Bo jeśli powiem, że według mnie, >> nowoczesny ruch feministyczny, jest głupim
wrzaskiem kobiet, które przestały patrzeć no kogokolwiek innego poza sobą i nie
robią nic innego poza antagonizowaniem płci i walką o przywileje dla siebie
<<, to wyraziłem opinię, pogląd, czy też niechęć lub nienawiść. Bo
spełniam wymogi negatywnych emocji; generalizuję całość ruchu, czyli mogę być
oskarżony o działanie pod wpływem uprzedzeń i stereotypów. To jest mowa
nienawiści czy nie? Jeśli nie możemy jasno i jednoznacznie odpowiedzieć na to
pytanie, to coś jest nie tak z samą definicją.
Na drugim poziomie mamy pewnego potworka. Chodzi o uczucia
grupowe. Urażone uczucia grupy społecznej, jej godność i cześć. Nie istnieje coś
takiego. Członkowie danej grupy mogą czuć się podobnie w odniesieniu do danej
opinii czy poglądu, ale sama próba wrzucenia do jednego kosza, tego jak mogą się
czuć Żydzi, czarnoskórzy czy imigranci wobec jakiejś wypowiedzi, jest
stereotypizacją i może być rozpatrywane
jako budowanie uprzedzeń. Z mojego punktu widzenia, jeśli przedstawiciel jakiejś
grupy, mówi, że dana wypowiedź obraża jego społeczność, to nie robi nic dobrego
dla „swoich” ludzi. Dokłada cegiełkę do muru stereotypu na podstawie własnych odczuć.
I zamykamy kółko. Bo w odpowiedzi na głupią i obraźliwą wypowiedź, dajemy
podstawy do kolejnego uprzedzenia. Jeśli powiem >> Imigranci z bliskiego wschodu chcą jedynie naszych pieniędzy, pracy,
kobiet i zislamizować nasz kraj <<, i ktoś w ich obronie odpowie, że
uciekają oni jedynie przed okrucieństwem wojny, to mogę wysnuć kolejną opinię,
że >> imigranci to osoby nie
dbające o swój kraj, bo wolą uciec niż walczyć o dobro swojego narodu
<<. I możemy uprawiać takiego ping-ponga długo. Tylko, że z
rzeczywistością nie ma to nic wspólnego. Bo przecież powodów ucieczki z kraju
objętego konfliktem, może być tyle ilu ludzi ucieka. I wrzucanie wszystkich do
jednego garnka, zarówno przez osoby krytykujące jak i broniące daną grupę tylko
potęguje lawinę uprzedzeń i stereotypów. A każde uprzedzenia, zwłaszcza te,
które są potwierdzane przez przedstawicieli danej grupy, mogą być zarzewiem
nienawiści dla kogoś lub odebrane jako naruszenie godności przez kogoś innego.
Tylko, że nawet taka dyskusja jest lepsza niż to, co proponują SJW (z
angielskiego – Social Justice Warriors, wojownicy sprawiedliwości społecznej).
Cenzura, knebel i penalizacja
Mój rozmówca pod poprzednim wpisem
podniósł argument, że gdyby w latach trzydziestych, ktoś ocenzurował nazistów,
to mógłby nie dojść do okrucieństwa II wojny światowej. Widzę w tym dwa
problemy.
Po pierwsze – rzeczywistości lat 30-tych nie da się odnieść
do obecnej sytuacji medialnej, zwłaszcza z naszym poziomem dostępu do informacji.
Po drugie – cenzura powoduje jedynie wycofanie się poglądu, ideologii do drugiego
lub trzeciego obiegu i jedynie pomaga treściom, walidując je. Zwłaszcza jeśli
są treściami antyestablishmentowymi czy kontrowersyjnymi. Więc hitlerowcom po prostu
odrobinę dużej zajęłoby zawojowanie rzeszy ludzi potrzebnych do tego, co
zrobili, ale byli zdeterminowani i zapewne cenzurę wykorzystaliby jako atut w swoim
ręku.
Weźmy prosty przykład internetowego trolla. Zablokowanie takiego
osobnika w danym serwisie robi jedynie dobrze samemu trollowi. Zyskuje on
renomę skutecznego i groźnego. W zamkniętym środowisku trolli, fakt bana czy
zablokowania na danym serwisie jest powodem do podniesienia statusu i nobilitacji.
Troll założy kolejne konta, dalej będzie robił swoje, ale za nim pójdzie w dane
miejsce znaczna grupa jemu podobnych w celu uzyskania tej nobilitacji. W
przypadku profili narodowych na Facebooku, które zostały zablokowane,
zadziałało podobne zjawisko. Narodowcy przenieśli się na Twittera i inne media społecznościowe
i organizują się wokół postawy „ofiary lewackiego facebooka”. Komu to pomogło?
Tylko im. Bo zyskują zwolenników, którzy kupią postawę „ofiary systemu”.
Weźmy hipotetyczną sytuację (chociaż może nie aż tak
hipotetyczną), że mój blog, za domniemane szerzenie mowy nienawiści zostaje
zablokowany. Mogę zrobić dwie rzeczy. Próbować udowodnić, że to co robię nie jest
mową nienawiści w postępowaniu karnym, cywilnym lub jakimkolwiek innym, lub
zbudować w związku z blokadą wokół siebie grupę ludzi popierających mnie, i na
zasadzie wywołania nacisku medialnego, we wszystkich możliwych miejscach,
wymusić przywrócenie bloga. Co mi się bardziej opłaca? Oczywiście druga opcja,
bo mogę zgromadzić wokół siebie więcej publiczności, która w znakomitej
większości zostanie już ze mną. Zwłaszcza jeśli wygramy taką potyczkę.
Taki efekt dziś powoduje cenzurowanie treści. Z sieci nie
znika nic, a platform do propagowania treści jest niezliczona ilość. Co zatem możemy
robić w przypadku mowy nienawiści?
Jedyną opcją jest konfrontacja, dyskusja i obnażanie kretynizmu
takich koncepcji. Wskazywanie na dziury w koncepcjach, wyśmiewanie ich i wytykanie
błędów jest lepszą strategią niż cenzura. Osoby i grupy nawołujące do
blokowania, penalizacji czy cenzurowania jakichkolwiek treści, w dzisiejszej rzeczywistości
medialnej i społecznej – pomagają twórcom takich treści, pokazują swoją słabość
i stawiając się w pozycji ofiar mowy nienawiści, sami stawiają swoich
przeciwników do pozycji ofiar cenzury. I nakręcają wzajemną spiralę, która
powoduje jedynie gromadzenie coraz większego tłumu wokół obu stron, eskalację i
naładowanie emocjonalne przepychanki na „większą ofiarę”, zamiast rzeczowej
dyskusji.
Jeśli jakiś zasrany rasista powie, że trzeba wieszać socjalistów
na drzewach, to zgłaszając to do organów ścigania nie rozwiązujemy problemu, tylko
pokazujemy, że brak nam argumentów do podjęcia dyskusji, obalenia takich
wypowiedzi, wykazania jak głupie są.
Jeśli zwolennik PiSu powie, że lewaków trzeba zagazować, to wystarczy wytknąć,
że program 500+ jest żywcem wyjęty z socjalistycznych praktyk czyli lewicowy. Dlatego
na przykład SLD siedzi cicho i nie krytykuje zbyt mocno polityki społecznej
PiSu. "Czy się stoi czy się leży, mam bachora, się należy". I zawsze debata jest
lepsza niż angażowanie niejasnych i podatnych na interpretacje przepisów kodeksowych.
Podsumowując.
Według mnie, mowa nienawiści jest nieślubnym dzieckiem
politycznej poprawności. I jako spokrewnione, są kneblami dla wolności słowa, definiowanej jako swoboda wyrażania opinii i poglądów. Jedynym sensownym narzędziem w przypadkach
naruszenia godności, dobrego imienia czy obrażenia uczuć, może być postępowanie
cywilne, jeśli narzędzia w ramach samej wolności słowa się wyczerpią, a czyny
te mają miejsce w przestrzeni publicznej. Używanie przepisów karnych,
cenzurowanie treści, blokady i inne działania penalizujące kontrowersyjne
wypowiedzi, nikomu nie służą. Bo pokazują słabość skarżących i często walidują
zasadność idiotycznych tez trolli i zwykłych kretynów.
Komentarze
Prześlij komentarz